
Marius Lindvik zdobył złoty medal mistrzostw świata w Trondheim na skoczni normalnej. Triumf na 102-metrowym obiekcie dały mu próby na odległość 108 oraz 104,5 metra. Miejsca na podium wywalczyli także Andreas Wellinger oraz Jan Hoerl. Polacy odegrali drugoplanowe role. Najlepszy z naszych, czyli Paweł Wąsek, zakończył zawody na 10. miejscu.
Złoto dla reprezentanta gospodarzy to coś, czego jeszcze kilka tygodni temu nie obstawiłby prawie nikt. W bieżącym sezonie mistrz olimpijski z Pekinu nie wygrał żadnego konkursu, a na podium stanął tylko raz – w Sapporo, w ostatnich zawodach przed przyjazdem do Trondheim. Mimo wyraźnych oznak rosnącej formy, Norweg i tak nie był wymieniany w gronie głównych kandydatów choćby do medalu, nie mówiąc nawet o zwycięstwie.
Norweg przechodzi do historii
Lindvik zachwycił już w pierwszej próbie, w której osiągnął aż 108 metrów, ustanawiając nowy rekord skoczni. Cała pierwsza seria obfitowała w dalekie skoki. Aż dziesięciu zawodników przekraczało punkt HS (102 metry), a do awansu potrzebne było wyraźne przekroczenie pierwszej czerwonej linii. Rekordowy skok dał Lindvikowi notę 137,2 oraz przewagę 3,3 punktu nad drugim Andreasem Wellingerem. Podium na półmetku uzupełniał Jan Hoerl z próbą o zaledwie metr krótszą od lidera.
W finale sensacyjnie prowadzący Lindvik, stanął na wysokości zadania. Osiągnął 104,5 metra i zasłużenie sięgnął po swoje pierwsze złoto mistrzostw świata. Tym samym Norweg dołączył do wąskiego grona pięciu zawodników z indywidualnym złotem olimpijskim, mistrzostwem świata oraz mistrzostwem świata w lotach. Przed nim dokonali tego tylko Hans-Georg Aschenbach, Matti Nykanen, Kazuyoshi Funaki oraz Simon Ammann.
Pozycje medalowe utrzymali także Wellinger oraz Hoerl. W drugiej serii reprezentant Niemiec wyrównał odległość Lindvika, dzięki czemu ostatecznie zbliżył się do niego na 2,3 punktu. Z kolei Hoerl wylądował dokładnie na rozmiarze skoczni i jego strata była już znacznie bardziej okazała.
Odpowiednio czwarte i szóste miejsce zajęli specjaliści od zdobywania medali wielkich imprez – Karl Geiger i Stefan Kraft. Pomiędzy nich wcisnął się jeszcze triumfator wczorajszych kwalifikacji i były już rekordzista skoczni, Johann-Andre Forfang, który stracił go Geigera zaledwie 0,1 punktu. Kolejne pozycje przypadły Ryoyu Kobayashiemu oraz Anze Laniskowi.
Co ciekawe, najdłuższego skoku serii finałowej nie oddał Lindvik czy Wellinger, ale… Bułgar Władimir Zografski. Trenowany przez Grzegorza Sobczyka zawodnik pofrunął aż na 105. metr, dzięki czemu zakończył dzisiejsze zmagania na wysokim 9. miejscu.
Katastrofa Tschofeniga
Pomimo brązu Jana Hoerla, Austriaccy kibice mogą być dziś lekko rozczarowani, wszak kompletnie zawiodła ich główna nadzieja na medal. Daniel Tschofenig, bo o nim oczywiście mowa, zaliczył zdecydowanie najsłabszy występ w całym sezonie. W pierwszej serii lider Pucharu Świata osiągnął 97 metrów, co dało mu odległą 28. lokatę. W finale skoczył pół metra bliżej, ale ostatecznie awansował o siedem pozycji w górę. Reguła z poprzednich lat, według której lider klasyfikacji generalnej nie odnosi sukcesów podczas światowego czempionatu, zostaje więc podtrzymana, przynajmniej na normalnej skoczni.
Polacy w rolach drugoplanowych
Podopieczni Thomasa Thurnbichlera zameldowali się w drugiej serii w komplecie, ale nie zbliżyli się do walki o medale. Najlepszym z naszych okazał się Paweł Wąsek, któremu skoki na odległość 99 oraz 102 metrów pozwoliły zamknąć czołową dziesiątkę. 19. i 20. miejsce przypadły dwóm poprzednim mistrzom świata w tej konkurencji, czyli Dawidowi Kubackiemu i Piotrowi Żyle. Ten drugi w pierwszej serii wykorzystał sprzyjające warunki i osiągnął aż 104,5 metra, ale odjęte punkty za wiatr zepchnęły go do drugiej dziesiątki.
Na półmetku najwyżej sklasyfikowanym Polakiem nie był jednak Wąsek, lecz Aleksander Zniszczoł. 30-latek, który przeżywa ostatnio dosyć chudy okres, jeśli chodzi o wyniki na skoczni, zajmował 11. miejsce z realną perspektywą awansu o kilka kolejnych lokat. Najkrótsza odległość drugiej rundy (87 metrów) sprawiła jednak, że Zniszczoł zaliczył zjazd na dopiero 28. miejsce. O jedną pozycję za nim uplasował się ostatni z Biało-czerwonych, Jakub Wolny.
Kiedy kolejne konkursy MŚ?
Dzisiejsze zawody to oczywiście dopiero początek walki o medale. Już w środę 5 marca o 16:00 rozegrany zostanie rozegrany mikst, dzień później odbędzie się konkurs drużynowy mężczyzn, a na 8 marca zaplanowano zmagania indywidualne.
fot. PAP
More Stories
Gwiazdy skoków narciarskich zapowiadają koniec kariery
Znamy oficjalny kalendarz PŚ w skokach narciarskich
Słoweńska DOMENacja. Podsumowanie Pucharu Świata w Planicy