Od początku wielu kibiców się obawiało tej kolejki. Nic dziwnego, w końcu rywalem Lecha Poznań było dla przykładu Rayo Vallecano, czyli drużyna, która obecnie zajmuje 10 miejsce w LaLiga. Jednakże przynajmniej po tym, jak polskie drużyny się prezentowały wczoraj, szczególnie w pierwszej połowie, można było mieć nieco wyższe oczekiwania.
Legia z porażką w przyzwoitym stylu, czyli kłopotów stołecznego klubu ciąg dalszy.
We wczorajszym meczu rywalem „Wojskowych” było słoweńskie NK Celje. Jest to aktualnie lider ligi słoweńskiej. Jednak mimo tego, że klub z Warszawy był w tym meczu tą teoretycznie słabszą drużyną, nie pokazywali tego na boisku. Od początku tworzyli sobie wiele niezłych okazji, jednak równie często zawodziła celność lub skuteczność. Ostatecznie jednak po dobrze wyprowadzonej akcji z własnej połowy drogę do bramki znalazł Kacper Urbański. Była to jego pierwsza bramka w barwach warszawskiej Legii. Po bramce wcale nie odpuścili, a wręcz starali się jeszcze bardziej powiększyć przewagę. Ostatecznie do przerwy nie udało im się zdobyć drugiej bramki. W drugiej części spotkania do sytuacji bramkowych zaczęli dochodzić gospodarze i ostatecznie udało im się doprowadzić do wyrównania. Na kolejną bramkę kibice nie musieli długo czekać. Do piłki wybitej przez obrońcę Legii dopadł Karnicnik i mierzonym strzałem z dystansu pokonał Kacpra Tobiasza. Tym samym Legia, mimo że prezentowała się nienajgorzej ostatecznie przegrała ten mecz.
Raków wywozi cenny punkt z Pragi – co działo się w meczu Sparta Praga kontra Raków Częstochowa?
Raków wczoraj rozegrał najcięższy mecz, jaki mieli w terminarzu. W meczu z czeską Spartą Praga zremisowali bezbramkowo. Szczególnie w pierwszej połowie to Sparta miała zdecydowanie więcej sytuacji, a „Medaliki” nie straciły bramki jedynie dzięki dobrej postawie Oliwiera Zycha. W drugiej połowie obydwie drużyny zdawały się mieć mocno rozregulowane celowniki. Żaden z bramkarzy nie został sprawdzony przez rywali. Tym samym Raków po trzech kolejkach ma 5 punktów i wciąż nie zaznał smaku porażki w fazie ligowej.
O krok od niespodzianki – jak Lech poradził sobie z Rayo Vallecano?
Lech Poznań niewątpliwie miał wczoraj spośród wszystkich polskich drużyn najtrudniejszego rywala. Naprzeciw „Kolejorza” stanęli bowiem piłkarze hiszpańskiego Rayo Vallecano. Jednakże to zdawało się nie mieć większego znaczenia dla podopiecznych Nielsa Frederiksena. Już w 11 minucie za sprawą Luisa Palmy, Lech Poznań wyszedł na prowadzenie. Na tym jednak nie poprzestali, niecałe 30 minut później podwyższyli prowadzenie. Tym samym na przerwę schodzili z dobrym wynikiem. Jednak jak wszyscy wiedzą, 2:0 to jest niebezpieczny rezultat. Przekonał się o tym niestety i Lech Poznań. Przed upływem godziny gry gola kontaktowego zdobył Isi Palazon. To tylko napędziło gospodarzy. Gdy wszyscy myśleli, że “Kolejorzowi” zostało ostatnie 10 minut, zanim odniosą zaskakujące zwycięstwo, wydarzyło się najgorsze, co mogło się zdarzyć. Najpierw w 84 minucie Jorge de Frutos doprowadził do wyrównania, a w jednej z ostatnich akcji meczu wynik ustalił Alvaro Garcia. Tym samym Lech przegrał mecz, w którym wiele wskazywało na ich zwycięstwo.
Największa niespodzianka na koniec – mecz Jagiellonia – Shkendija.
Wydawało się, że Jagiellonia będzie miała najłatwiejsze zadanie. Podopiecznych Adriana Siemieńca czekał bowiem wyjazd do Macedonii na mecz z Shkendiją Tetowo. Mimo lepszej drużyny pod względem kadry Jagiellonia nie potrafiła udowodnić swojej wyższości nad rywalami. Mecz był dość wyrównany, przynajmniej pod względem wykreowanych sytuacji, gdyż w kwestii czasu przy piłce to Białostoczanie mieli znaczną przewagę. Na początku drugiej połowy to ku zaskoczeniu wielu gospodarze wyszli na prowadzenie. Strzelcem bramki został Liridon Latifi. Tym samym Jagiellonia znalazła się w niewygodnej sytuacji, w której za wszelką cenę musieli zdobyć bramkę, by uniknąć blamażu. Na domiar złego w 96 minucie czerwoną kartkę obejrzała gwiazda Jagielloni, Jesus Imaz. Na szczęście dla drużyny Adriana Siemieńca w 100 minucie meczu Sergio Lozano ustalił wynik spotkania, doprowadzając do remisu.
Tym samym mamy za sobą chyba najgorszy tydzień w wykonaniu polskich zespołów w europejskich pucharach. Pozostaje mieć nadzieję, że wczorajszy dzień był dla drużyn z naszej rodzimej ligi sygnałem ostrzegawczym i że od teraz będzie już tylko lepiej.

More Stories
Kurt Zouma, czyli zawodnik „wyniszczony kontuzjami.”
FC Porto wyszarpało zwycięstwo z Bragą
Zmarli ze świata sportu w ostatnim roku