
Drugi pojedynek 4. kolejki Ekstraligi miał miejsce w Toruniu. Żużlowi fani mieli nadzieję, że starcie na Motoarenie przyniesie więcej emocji niż mecz w Lublinie, gdzie Motor rozgromił rybnicki ROW 63:27. Zdecydowanym faworytem zawodów w grodzie Kopernika był miejscowy Apator. Anioły uchodzą za jednego pretendentów do wygrania rozgrywek i początek sezonu zdaje się potwierdzać, że w tej tezie jest sporo prawdy. Co prawda torunianie tylko zremisowali w Gorzowie, ale za to podobnie jak Koziołki wysoko wygrali z ROWem i sięgnęli po szalenie ważne 2 punkty na inaugurację ze Spartą Wrocław. Ich rywalem w piątkowy wieczór był Włókniarz Częstochowa. Lwy rozpoczęły kampanię od bolesnej klęski z GKMem Grudziądz, a potem po dosyć wyrównanej walce ulegli mistrzom Polski z Lublina. Częstochowianie zdołali się przełamać w zeszłym tygodniu, gdy pod Jasną Górą nie dali najmniejszych szans Stali Gorzów. Teraz chcieli postraszyć na wyjeździe wyżej notowanego rywala.
Kłopoty Apatora
Początek meczu potoczył się zgodnie z przewidywaniami. W każdym z czterech pierwszych wyścigów triumfowali gospodarze w stosunku 4:2. Po pierwszej konserwacji toru spotkali się z lekkim oporem przyjezdnych, którym przewodził świetnie dysponowany Piotr Pawlicki. Pierwsze poważniejsze ostrzeżenie Apator otrzymał w 8. biegu, gdy w taśmę wjechał Emil Sajfutdinow. To skrupulatnie wykorzystali Kacper Woryna i Mads Hansen, którzy pokonali Antoniego Kawczyńskiego i Krzysztofa Lewandowskiego 1:5. Mimo tego torunianie zdołali się nieco uspokoić i po 10 gonitwach na tablicy widniał wynik 33:27.
Najgorsze jednak wciąż było przed nimi. Zła passa miała swój początek w biegu 11., w którym Pawlicki i Woryna zmniejszyli stratę swojej drużyny o 2 oczka. Sytuacji z całą pewnością nie poprawiła taśma Lewandowskiego w kolejnym wyścigu. W prawdzie Jan Kvech dowiózł do mety 3 punkty, ale 20-latek zaprzepaścił szansę Aniołów na ponowne zwiększenie przewagi. Bieg 13. zaś był dla Apatora istnym horrorem. Jason Doyle i Mads Hansen z dziecinną łatwością poskromili na trasie Emila Sajfutdinowa i Roberta Lamberta, co dało Włókniarzowi wyrównanie stanu rywalizacji. Na Motoarenie nastała konsternacja. Sensacja już wisiała w powietrzu. Wydawało się, że scenariusz, w którym Lwy wywożą punkty z Torunia jest całkiem realny.
Rozdrażnieni gospodarze postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Marazm został przerwany za sprawą podwójnego zwycięstwa Dudka i Sajfutdinowa. W finałowym biegu meczu padł remis, co oznaczało, że koniec końców to Apator mógł cieszyć się ze zdobytych 2 punktów.
Druga linia kluczem do zwycięstwa
Mimo porażki kibice z Częstochowy mogą być dumni ze swoich ulubieńców. Kawał dobrej roboty wykonali zwłaszcza Piotr Pawlicki i Jason Doyle, którzy wspólnie zgromadzili aż 26 punktów z bonusem. Jednakże to nie wystarczyło do sprawienia sensacji. Kacper Woryna i Mads Hansen mieli swoje momenty, ale mogli wycisnąć z meczu zdecydowanie więcej. Kolejno 7 i 4 punkty z bonusem należy uznać za przeciętny dorobek. Kompletnie nie popisał się Wiktor Lampart, który wszystkie swoje oczka zdobył pokonując toruńskich młodzieżowców. W szeregach gospodarzy największe problemy miał Emil Sajfutdinow. Rosjanin z polskim paszportem na starcie nowego sezonu przeżywa wyraźny kryzys. 6 punktów z bonusem to wynik, który wyraźnie nie przystoi jeźdźcowi takiej klasy. Na szczęście jego i fanów z Torunia reszta drużyny pokazała się z nieco lepszej strony. Oprócz 35-latka żaden z seniorów Apatora nie zapisał przy swoim nazwisku mniej niż 7 oczek. To właśnie solidna druga linia obroniła Anioły przed zaskakującą klęską. Mimo tego wygrana z Włókniarzem ba własnym torze z przewagą ledwie czterech punktów nie napawa optymizmem. Jeśli Krzyżacy chcą namieszać w walce o Drużynowe Mistrzostwo Polski, wciąż przed nimi jest sporo pracy.
More Stories
Mecz do jednej bramki na Motoarenie
Mania wyprzedzania w Lublinie. Unia Leszno wygrywa MMPPK!
Falubaz Zielona Góra lepszy w Derbach Ziemi Lubuskiej!