Losy świata podążają nieustannie do przodu. Tuż obok, biegnie równolegle razem z nimi piłka nożna. Dla całej rzeszy zapalonych sympatyków jedyny sens życia i prawdziwy lek na problemy codzienności. Oprócz kibiców tyczy się to również piłkarzy. Jest niewielu takich, którzy za te same pieniądze chcieliby robić coś innego. Między zawodnikami a kibicami zawiązuje się specjalna więź. Jedni są zależni od drugich, ci drudzy tak samo od pierwszych. Piękny obraz piłki nożnej, gry która przyciąga na stadiony i przed telewizory miliardy osób, jest ciągle opluwany przez o wiele mniej liczniejsze grono kontrowersyjnych fanatyków, którzy zatruwają ten sport. Ogromnym echem niosą się wydarzenia jakie wczoraj miały miejsce w Walencji. Skandal? Mało powiedziane. Był to najwyższy i najszczerszy upust obrzydliwych emocji jakie tylko najgłębiej siedziały w osobach, które tamtego dnia zgromadziły się na Estadio Mestalla. Banda zacofanej swołoczy z całych sił prowokowała, wyśmiewała, wyzywała i poniżała Viniciusa. Za co? Na sektorach najbardziej zaangażowanych „fanów” takie zachowania są poniekąd chlebem powszednim, szczególnie w państwie o tak niejednolitej przeszłości. Jednak dramat staje się faktem, gdy do jednej grupki pustaków, dołącza się cały stadion. Czego zawinił im taki piłkarz przyjezdnych? Vinicius jest znany z nieustępliwości, ale przed dwumeczem z City dało się zauważyć wyraźną poprawę. Jak witają go trybuny Mestalla? Nie inaczej niż dzikim wrzaskiem i wyciem tysięcy gardeł, które z godnym pożałowania entuzjazmem kontynuują cyrk. Nie od dziś wiadomo, że stadiony są miejscem wyrażenia społecznej dezaprobaty wobec jakiegoś działania lub faktu. Źle się dzieje jeśli odbywa się to w niekontrolowany sposób, a obiektem wyrzutu staje się piłkarz, jednyie ze względów rasistowskich. Rzeczywistość w Hiszpanii. Około marca, ludzie związani z Atletico Madryt, na jednym z mostów powiesili ciemnoskórego, dmuchanego manekina, który miał na sobie koszulkę Viniciusa. Kilka dni temu tłum Barcelończyków fetujący mistrzostwo Hiszpanii życzył Brazylijczykowi śmierci w jednej z przyśpiewek. Wczoraj natomiast miało miejsce ohydne zachowanie widzów, który skandowali „małpa, małpa” w kierunku Viniciusa. Co dalej?

Świat idzie do przodu, więc nie możemy pozwolić sobie na takie zachowania. „Świat idzie do przodu” na pewno nie oznacza charakteryzowania się jak pies i szczekania na ludzi wychodzących z metra, a po prostu ludzkie zrozumienie, empatię pomimo nieuzasadnionych uprzedzeń do niczemu nam winnych osób które wyglądają inaczej niż my i nasz sąsiad. Robert Enke nie był pierwszy który nie znalazł wyjścia. Chyba nie chcemy opłakiwać kolejnego piłkarza…
Michał Barański

More Stories
Kurt Zouma, czyli zawodnik „wyniszczony kontuzjami.”
FC Porto wyszarpało zwycięstwo z Bragą
Zmarli ze świata sportu w ostatnim roku