Michał Zuber to napastnik Świdniczanki Świdnik, beniaminka 3 Ligi, który z przebojem wdarł się na poziom centralny. Jeszcze w sezonie 2015/2016 rywalizował na poziomie klasy B, by w sezonie 2020/2021 zagrać na poziomie IV ligi, a po trzech latach prób zadebiutować w tym roku na szczeblu makroregionalnym. Zuber to wychowanek Górnika Łęczna, dla którego zagrał w 61 spotkaniach. W późniejszych latach był też zawodnikiem trzecioligowych Lewartu Lubartów, Orląt Radzyń Podlaski oraz Wisły Puławy. Od sezonu 2020/2021 jest czołowym zawodnikiem Świdniczanki i prowadzi ją ku sukcesom.
W ostatnich latach Świdniczanka zanotowała olbrzymi progres. Jeszcze 7 lat temu graliście w B Klasie, a teraz zajmujecie 9 miejsce w 3 Lidze Grupie IV. Dla Pana to czwarty sezon w tym klubie, jak wspomina Pan tą drogę do awansu, a później pierwsze mecze na poziomie centralnym?
Początkowo gdy odchodziłem z Wisły Puławy byłem nastawiony z dużym dystansem do tego wszystkiego. Przekonałem się po spotkaniu z obecnym właścicielem Klubu Grzegorzem Żuchnikiem, że może być to bardzo ciekawy projekt. Pierwsze moje 2 sezony w Świdniczance to trudne sezony, wykręcałem dobre liczby zarówno bramkowe i asystowe ale czegoś zawsze brakowało drużynie. Dopiero w 3 sezonie czuć było, że to może być ten sezon i przeczucie nie zawiodło. Osobiście tez bardzo chciałem awansować ze Świdniczanką bo chyba jak dotąd to drugi klub w mojej przygodzie z piłka z którym bardzo się utożsamiam.

Zdjęcie autorstwa Natalii Kulbickiej (NYKU.Foto)
Do tego odejścia z Wisły Puławy chciałbym nawiązać. Co Pana przekonało do tego, żeby wtedy dołączyć do beniaminka IV Ligi, w dodatku drużyny praktycznie nieznanej nawet w lubelskim światku piłkarskim? W Wiśle Puławy na wyższym szczeblu grał wtedy Pan regularnie.
Zgadza się, byłem zawsze podstawowym zawodnikiem w Wiśle. Gdy skończył mi sie kontrakt nie zdecydowano sie go ze mną przedłużyć co było dla mnie bądź co bądź zaskoczeniem. Postanowiłem pojechać na spotkanie, wszystko przebiegło sprawnie, a od Prezesa Żuchnika widać było pewność i wiarę w to co zapewnia i mówi. Poza tym znałem tez bardzo dobrze kilku chłopaków grających w Świdniczance i byłego Trenera Pawła Pranagala co tez miało duży wpływ na moja decyzje.
Z tamtego składu, do którego Pan dołączał nie pozostał już nikt, a po awansie do 3 Ligi wymieniona została spora część kadry. Czy jest zauważalna różnica w szatni względem poprzednich sezonów na niższym szczeblu?
Dokładnie ze starego składu jestem już tylko ja. Co do różnicy to widoczna jest zdecydowanie jeżeli chodzi o jakość jak również świadomość i podejście do treningu.
Wspominał Pan wcześniej o tym, że Świdniczanka to jeden z dwóch klubów, w którym czuł się Pan dobrze. Ten pierwszy to zapewne Górnik Łęczna. Jak wspomina Pan te lata gry dla zielono-czarnych i jakie miało to przełożenie na Pana rozwój piłkarski?
Tak to zdecydowanie Górnik. Jestem wychowankiem tego klubu, spędziłem tam wiele lat kształtując się jako zawodnik, ale i człowiek. Gdy udało mi się zadebiutować w pierwszej drużynie, wszystko niedługo po tym debiucie przebiegało wzorcowo. Rozwój szedł w parze z minutami na boisku, których miałem całkiem dużo. Punktem zwrotnym była kontuzja, która wyłączyła mnie z gry na długi czas. Do pełnej sprawności wróciłem po około 3-4 latach od pierwszego zabiegu. Ale nic nie dzieje się w życiu bez przyczyny, dzisiaj jestem w Świdniczance i tu znalazłem swoje miejsce.
Trochę tego Górnika jest jednak obecne w aktualnej Świdniczance. Razem z Panem grają przecież Paweł Socha oraz Michał Paluch. Czy utrzymuje Pan kontakt z innymi zawodnikami tamtego składu Górnika?
Tak, w aktualnej kadrze ze starych znajomych jak Pan powiedział jest Paweł Socha, Michał Paluch ale również Mateusz Pielach czy Hubert Kotowicz. Mamy co wspominać ze starych czasów i czasami bywa wesoło. Co do starych kontaktów to jak najbardziej pozostały. Wystarczy wspomnieć, że minęło ładnych pare lat, a w czerwcu na moim weselu bawili się choćby Dawid Sołdecki, Veljiko Nikitović czy Tomek Pesir.
Na koniec, czego można Panu życzyć w najbliższym czasie, zarówno z klubem jak i indywidualnie?
Jeżeli chodzi o Świdniczankę to marzy mi się, żeby klub cały czas się rozwijał. Mam na myśli infrastrukturę, zarządzanie jak i wyniki. Indywidualnie na pewno zdrowia, bo bez tego nie da się nic zrobić, dużo bramek i asyst, bo to z kolei nakręca ofensywnych zawodników i daje pozytywny zastrzyk nowej energii.
Tego więc Panu życzę. Bardzo dziękuję za poświęcony czas!
Nie ma za co. Ja również bardzo dziękuję.

More Stories
Kurt Zouma, czyli zawodnik „wyniszczony kontuzjami.”
FC Porto wyszarpało zwycięstwo z Bragą
Zmarli ze świata sportu w ostatnim roku