To była kolejny dobry dzień dla polskiej piłki w europejskich pucharach! Raków Częstochowa gładko rozprawił się z Rapidem Wiedeń, a hattricka ustrzelił Diaby-Fadiga. Swoje spotkania wygrali także Lech Poznań czy Jagiellonia Białystok, ale nieco humory nam popsuli zawodnicy Legii. Zapraszam na przegląd wydarzeń z czwartkowego wieczoru.
Raków niewzruszony „Papszunową” sagą
Wydawało się, że Raków Częstochowa, szargany aferą wokół ewentualnego odejścia Marka Papszuna do Legii, może mieć z Rapidem Wiedeń problemy. Nic jednak bardziej mylnego i już od początku Medaliki pokazywały swoją przewagę. Mieli kilka okazji z gry, ale pierwsza bramka padła po rzucie karnym. Patryk Makuch został w 24 minucie sfaulowany przez Ange Ahoussou, a Jonatan Brunes pewnie uderzył z 11 metra do siatki. Jeszcze w pierwszej połowie prowadzenie podwyższył Lamine Diaby-Fadiga mierzonym uderzeniem z kilkunastu metrów, ale na tym Francuz nie poprzestał. W 51 oraz 53 minucie zdobywa kolejne dwa gole, po których Raków wygrywa już 4:0! Najpierw główką zamyka wrzutkę Adriano, a 120 sekund później dopadł do piłki po zablokowanym strzale Makucha. Co prawda Janis Antiste zdobył w 75 minucie gola dla Rapidu, ale nie zmieniło to losów spotkania. Raków Częstochowa wygrał z Austriakami 4:1, więc w identycznym stosunku jak Lech Poznań w październiku.
Lech przetrwał napór Szwajcarów
Tenże Lech w tej kolejce podejmował u siebie Lausanne-Sport. Pierwsza połowa nie obfitowała w boiskowe zdarzenia. Jedyną okazję miał w 14 minucie Mikael Ishak. Szwedzkiemu napastnikowi genialnie wyłożył piłkę Luis Palma, ale ten nieczysto w nią trafił i poszybowała nad poprzeczką. Po przerwie zaczęła się istna nawała przyjezdnych ze Szwajcarii. W 50 minucie Morgan Poaty minął kilku zawodników Lecha, po czym posłał płaską centrę idealnie między obrońcami. Ci mieli sporo szczęścia, że Theo Bair nie trafił czysto w piłkę na wślizgu. Kwadrans później Beyatt Lekoueiry popisał się świetnym dryblingiem w polu karnym, ale i on finalnie nie trafił do siatki Bartosza Mrozka. Lausanne oddała aż 11 strzałów, ale żaden nie skończył się golem, a jak mawia powiedzenie – niewykorzystane okazje lubią się mścić. W 67 minucie Filip Jagiełło podał na wolne pole do Taofeeka Ismaheela, a ten pewnie wykorzystał sytuację sam na sam. Potem goście marnowali kolejne szanse, aż kropkę nad i postawił Yannick Agnero w doliczonym czasie gry. Ismaheel obsłużył Iworyjczyka podaniem, a ten z pierwszej piłki trafił do siatki, ustalając wynik meczu na 2:0.
Jagiellonia gładko pokonała KuPS
Jagiellonia Białystok od samego początku dominowała w starciu z KuPS, lecz długo nie mogła przełożyć tej kontroli na stworzenie dogodnej okazji. Tę miał w 19 minucie Taras Romanczuk, kiedy przyjął piłkę wybitą po wrzutce Bartłomieja Wdowika. Kapitan Dumy Podlasia przyjął piłkę na klatkę piersiową, po czym niepilnowany uderzył z linii pola karnego tuż obok bramki. Norbert Wojtuszek miał swoją szansę w 32 minucie, kiedy świetnie zagrał na jeden kontakt z Afimico Pululu i ustawił się kilkanaście metrów od bramki z piłką na lewej nodze. Dobry strzał po ziemi Polaka odbił jednak Johannes Kreidl. Do szatni Jagiellonia schodziła jednak z bezbramkowym remisem, mimo oddania aż 13 strzałów. Warto nadmienić, że 7 z nich zostało zablokowanych przez ofiarnych fińskich obrońców. Mur został skruszony przez żółto-czerwonych w 51 minucie. Norbert Wojtuszek posłał wtedy dośrodkowanie, które z drugiej strony zamknął Afimico Pululu. Od tego momentu zespół Adriana Siemieńca oddał piłkę rywalom z Kuopio, ale ci nie umieli nic wykreować. Jagiellonia w spokoju dowiozła prowadzenie 1:0 do końca, oszczędzając siły na inne mecze.
Tylko Legia zawiodła
W pierwszym kwadransie Legia Warszawa zdobyła przewagę nad przyjezdnymi. W 13 minucie Kamil Piątkowski posłał długą piłkę do Wojciecha Urbańskiego. Ten urwał się Pavlowi Kaderabkowi, ale jego strzał sparował Peter Vindahl na rzut rożny. Ermal Krasniqi dopadł do piłki wybitej z pola karnego po tym kornerze i z prostego podbicia bajecznie zakręcił piłkę, lecz ta minimalnie minęła słupek. Kosowianin miał jeszcze do przerwy dwie niezłe próby, ale nie wystarczająco dobre, aby Legia objęła prowadzenie. Zrobiła to za to Sparta Praga w 41 minucie. Veljko Birmancevic odebrał piłkę Antonio Colakowi na wysokości 20 metrów od bramki Legii, a potem wypuścił Angelo Preciado. Ekwadorczyk z ostrego kąta pokonał Kacpra Tobiasza i dał gościom bramkę do szatni. Kibice Wojskowych mogli jednak odetchnąć z ulgą, że po przerwie nie stracili kolejnych goli. W 54 minucie Lukas Haraslin genialnie skleił piłkę po długim podaniu, miał dobrą pozycję w polu karnym, ale strzelił prosto w Steva Kapuadiego. Blisko był także John Mercado 20 minut później, lecz jego strzał z 25 metrów nieznacznie minął bramkę Tobiasza. Legia Warszawa nie tworzyła już za to tylu okazji co w pierwszej połowie, niemal całkowicie oddając Sparcie kontrolę nad spotkaniem.

More Stories
Zmarli ze świata sportu w ostatnim roku
Czy Polacy zrewanżują się za mecz w Helsinkach – zapowiedź meczu Polska – Finlandia.
Co za mecz! Polska wygrywa z Bośnią i Hercegowiną w 1/8 EuroBasketu.