Daniel Pancu większość piłkarskiego życia był związany z Rapidem Bukareszt. Jako zawodnik, trener, a nawet prezes. Nieobca mu też była praca w akademii. Jednak nawet on musi pamiętać, że „łaska kibica na pstrym koniu jeździ”. Przekonał się o tym w miniony weekend.

Pancu od niedawna trenuje CFR Cluj i w ostatniej kolejce ośmielił się z nowymi podopiecznymi ograć ukochany klub i to w stosunku 3:0. Kibice Rapidu nie znaleźli okoliczności łagodzących i zaczęli w mediach społecznościowych atakować byłego szkoleniowca. Ich zdaniem, okazywał zbyt dużą radość po golach traconych przez stołeczny zespół.
Były selekcjoner reprezentacji Rumunii do lat 21 postanowił odnieść się do stawianych zarzutów. – Nawet, gdyby moja mama tam była (na trybunie kibiców Rapidu – red.), też bym się cieszył – oznajmił na antenie programu „Liga DigiSport”. – To nie ma z tym nic wspólnego. Jestem związany z Rapidem od tylu lat. Mam za sobą 14-15 lat, w których dawałem z siebie wszystko dla tego klubu. Zrobiłem tyle rzeczy dla Rapidu. Nie ma sensu ostentacyjnie się wyróżniać. Nie ma takiej dyskusji, to dyskusja bez sensu – podkreślił zaskoczony trener.
Pancu przy tym podkreślił, że nosi Rapid niezmiennie w sercu. – Jak mogę okazywać Rapidowi ostentacyjne gesty w tym życiu? – dopytywał się dziennikarzy. – Nigdy. Nawet, gdybym chciał, nie potrafię – przekonywał.
Pomimo okazałego zwycięstwa, to CFR Cluj ma więcej problemów na głowie niż Rapid. Wicemistrzowie próbują wygrzebać się z dołu tabeli, tymczasem podopieczni Constantina Galki zasiadają w fotelu lidera.

More Stories
Ngezana. Obrońca zmęczony czy zraniony?
Czy Legia będzie miała w końcu trenera? Saga trenerska z udziałem Marka Papszuna, Rakowa Częstochowy i Legii.
Lucescu po meczu z Bośnią: Ciekawi mnie co tu się wydarzyło.