2025-09-10

Awans Apatora do finału po zwycięskiej porażce!

Po pewnej wygranej Motoru Lublin z GKMem Grudziądz na żużlowych fanów czekała druga z półfinałowych potyczek. Starcie Sparty z Apatorem na wrocławskim Stadionie Olimpijskim zapowiadano jako szlagier. Nic w tym dziwnego, jeśli spojrzymy na składy obu drużyn. W pierwszym meczu tych ekip emocji nie brakowało. Torunianie zwyciężyli na własnym gruncie 52:38, co stawiało ich w bardzo korzystnym położeniu. Przed Spartanami stało niezwykle ciężkie zadanie, które polegało na tym, aby co najmniej wyrównać stan rywalizacji. Remis w dwumeczu premiował bowiem wrocławian z racji na 2. miejsce w fazie zasadniczej. Tak więc awans pozostawał otwartą sprawą również i dla nich.

 

Pełna kontrola gości

1. bieg nie miał większej historii i zakończył się remisem. Z kolei w wyścigu juniorskim wrocławscy młodzieżowcy nie dali najmniejszych szans swoim rówieśnikom z Torunia. To dało sygnał, że gospodarze nie zamierzają przejść obok meczu i chcą jak najszybciej odrobić straty. Zamiary te zostały ostudzone już w kolejnym biegu. Emil Sajfutdinow i Robert Lambert wywalczyli cenną wygraną 2:4. Trzy kolejne gonitwy przyniosły remisy satysfakcjonujące przyjezdnych. Anioły nie zawsze były lepsze na starcie, ale zdawały się lepiej czytać tor niż przeciwnicy.

Po serii biegów bez rozstrzygnięć przypomnieli o sobie Spartanie. Wygrali oni 4:2, choć Maciej Janowski dwoił się i troił, aby wyprzedzić drugiego Sajfutdinowa. Za chwile padł kolejny remis. Narodził się on w bólach wrocławian, którym sporo krwi napsuł Antoni Kawczyński. 17-latek w prawdzie ostatecznie nie zapunktował, lecz Artiom Łaguta i Marcel Kowolik musieli z nim zaciekle walczyć niemal do samego końca. Wyścig 9. to pokaz siły Apatora. Robert Lambert oraz jeżdżący we własnej lidze Patryk Dudek pomścili Bradyego Kurtza i Macieja Janowskiego. Na szczególne uznanie zasługuje tutaj pokonanie Australijczyka uchodzącego za króla wrocławskiego toru.

Po jeszcze jednym remisie na prowadzenie wróciła Sparta. Biegi 11. i 12. zostały wygrane 4:2 właśnie przez gospodarzy. To jednak nie pozwalało im realnie myśleć o odwróceniu losów dwumeczu. Nadal brakowało 14 oczek, a do końca zostały zaledwie 3 wyścigi. Po pierwszym z nich nadzieje zostały podtrzymane. Janowski i Łaguta podłączyli swoją drużynę do tlenu po tym, gdy uporali się z Sajfutdinowem i Kvechem. Mimo tego przed wrocławianami wciąż znajdowała się niezwykle kręta droga do sukcesu. Musieli oni wygrać oba biegi nominowane, w tym przynajmniej jeden z nich podwójnie.

Plan ten legł w gruzach już podczas pierwszego z dwóch kroków. Świetnie dysponowani Dudek i Michelsen nie dali żadnych szans Janowskiemu i Kowalskiemu. To definitywnie otworzyło gościom wrota do wielkiego finału Ekstraligi! Ostatnia gonitwa rozgrywana już w luźnej atmosferze zakończyła się remisem i ustaliła wynik na 47:43 dla Sparty.

 

Finał dla Torunia!

Mecz wygrała Sparta, ale to Apator okazał się lepszy w całej półfinałowej rywalizacji. Nie ulega wątpliwości, że awans torunian do dwumeczu o drużynowe mistrzostwo Polski jest w pełni zasłużony. Chyba każdy z podopiecznych Piotra Barona bez zarzutu wykonał dwoje zadania w  obu potyczkach.

Spośród całego tłumu należy szczególnie wyróżnić Mikkela Michelsena i Patryka Dudka. Duńczyk w bieżącym sezonie odrodził się niczym Feniks z popiołów. Po dwóch bardzo nieudanych latach we Włókniarzu Częstochowa powrócił do ekstraligowej czołówki. Przepustka do finału rozgrywek uzyskana przez Anioły to w dużej mierze jego zasługa. Cały czas pozostawał pewnym ogniwem drużyny i nie zawodził w kluczowych momentach. Na jeszcze lepszą laurkę zapracował sobie popularny Duzers. Żużlowiec z Zielonej Góry w tym roku przechodzi samego siebie. Tak dobrych wyników nie miał nawet w 2017 roku, gdy sięgnął po indywidualne wicemistrzostwo świata. Na Stadionie Olimpijskim był niemal bezbłędny. Jednym rywalem, który go pokonał jest Brady Kurtz. Ten fantastyczny występ to na tę chwilę ukoronowanie równie genialnego sezonu Dudka. 33-latek w klasyfikacji indywidualnej ustępuje tylko galaktycznemu Bartoszowi Zmarzlikowi.

Na toruńską bandę w finale czeka lubelski Motor, czyli dominator rozgrywek. Zatrzymanie Koziołków przed czwartym złotym medalem z rzędu będzie arcytrudnym wyczynem do dokonania, ale nie niemożliwym. Lublinianie zawsze mieli problemy na Motoarenie w Toruniu, więc wysoka wygrana Apatora u siebie może ich zepchnąć w niemałe tarapaty. Dodatkowo całkiem możliwe, że na finał nie wróci kontuzjowany Wiktor Przyjemski, co mogłoby ułatwić zadanie Aniołom. Ciężko cokolwiek przewidywać, ale pewne jest jedno- na torze będzie iskrzyć. Każdy da z siebie wszystko, aby wywalczyć upragnione mistrzostwo.

Natomiast wrocławianie powalczą o brąz z GKMem Grudziądz. Na pewno będą faworytem, ale powinni sobie darować lekceważenie rywala. Gołębie stoją przed szansą napisania historii, więc Spartanie nie mogą mieć uśpionej czujności nawet na chwilę. Czy Brady Kurtz i spółka zmyją chociaż część plamy? Przekonamy się za pewien czas.