
Sobotnie starcie Unionu Berlin i VfB Stuttgart przejdzie do historii jako jedno z najbardziej szalonych spotkań w dziejach Bundesligi. W końcu 8 goli przed przerwą czy bramka obrońcy z 30 metrów to coś, czego nie ogląda się zbyt często.
To miało być jedno z wielu zwykłych spotkań pomiędzy dwoma drużynami ze środka ligowej tabeli. Po jednej stronie Union Berlin, który jeszcze dwa lata temu potrafił sensacyjnie zakończyć sezon na czwartej pozycji, ale obecnie odgrywa raczej rolę ligowego średniaka. Po drugiej – VfB Stuttgart, czyli aktualny wicemistrz Niemiec, który jednak nie jest w stanie nawiązać do zeszłorocznej formy. Można by pokusić się o stwierdzenie, że taki pojedynek nie jest godny rozgrywania go w sobotni wieczór, jako tak zwany „Topspiel”, czyli z założenia najważniejszy mecz kolejki. Obie drużyny postanowiły jednak udowodnić, że taki termin nie wziął się z przypadku, fundując kibicom prawdziwy rollercoaster emocji.
Historyczna pierwsza połowa
Strzelanie rozpoczęło się już w piątej minucie za sprawą Andreja Ilicia. Serb wykorzystał niemałe zamieszanie w polu karnym Stuttgartu i tym samym wyprowadził Union na prowadzenie. Dziewiętnasta minuta to kolejna bramka dla stołecznego zespołu zdobyta po stałym fragmencie gry. Tym razem to Diogo Leite urwał się spod krycia obrońców Stuttgartu, wykańczając głową sprytnie rozegrany rzut wolny.
Wicemistrzowie Niemiec nie zamierzali długo zwlekać z odrabianiem strat. Już po trzech minutach od wpuszczenia drugiego gola Maximilian Mittelstädt posłał podanie z głębi pola w kierunku Deniza Undava, a ten uderzył jak z armaty, zdobywając bramkę kontaktową. Chwilę później, po jeszcze piękniejszym, technicznym strzale Enzo Millota tablica wskazywała już wynik 2:2. Jak się później okazało, to był dopiero początek emocji.
W 39. minucie Union powrócił na prowadzenie za sprawą gola kolejki, a może i całego sezonu w wykonaniu… środkowego obrońcy. Leopold Querfeld oddał prawdopodobnie strzał życia, trafiając w samo okienko bramki oddalonej o około 30 metrów. Tak jak wcześniej, tak i teraz prowadzenie gospodarzy okazało się jedynie stanem przejściowym. Najpierw na 3:3 trafił Chabot, a w ostatniej minucie podstawowego czasu pierwszej połowy gola na 3:4 dorzucił Chris Führich.
To nie był jednak koniec zwrotów akcji. Tuż przed gwizdkiem oznaczającym przerwę Union otrzymał jeszcze jeden rzut wolny. Po dośrodkowaniu Christophera Trimmela do piłki dopadł Andrej Ilić, kompletując dublet oraz ustalając wynik tego szalonego spotkania na 4:4. Tak, ustalając, bo po przerwie oba zespoły grały znacznie ostrożniej, w efekcie czego nie padło już więcej bramek. Show, które bez zawahania można zaliczyć do najciekawszych meczów tego sezonu, zakończyło się więc podziałem punktów. Chociaż Stuttgart utrzymywał się przy piłce przez aż 78% czasu, to jednak Union był w swojej grze znacznie bardziej konkretny i skuteczny, wyciskając z planu na ten mecz tyle, ile się dało.
8 goli przed przerwą to oczywiście wydarzenie, którego w 63-letniej historii Bundesligi jeszcze nie widzieliśmy. Niepobity pozostał za to rekord najwyższego bramkowego remisu w historii niemieckiej ekstraklasy. Ten w dalszym ciągu dzierżą ekipy Eintrachtu Frankfurt oraz właśnie Stuttgartu, których starcie z 1974 roku zakończyło się rezultatem 5:5.
Foto: Maja Hitij/Getty Images
More Stories
Klub Piotra Parzyszka zadebiutuje w fazie ligowej europejskich pucharów
Ciprian Deac, czyli kilka słów o człowieku-instytucji.
Chelsea wygrywa Klubowe Mistrzostwa Świata 2025!