
Ilustracja: Auto Race w Kawaguchi, aniki14, CC BY 2.0 <https://creativecommons.org/licenses/by/2.0>, via Wikimedia Commons
Japonia. Miejsce, które w żadnym stopniu nie kojarzy się z żużlem. W Kraju Kwitnącej Wiśni próżno szukać zawodników uprawiających tę dyscyplinę. Brak również jakichkolwiek zawodów czy chociażby dedykowanych speedwayowi torów. Jakież musi być więc zdziwienie przebywającego w Japonii Polaka, gdy natrafi tam na rozgrywki Auto Race – dyscypliny, która w wielu aspektach przypomina dobrze nam znany czarny sport.
Kaskader z Iowa
Pierwszymi Japończykami, którzy mieli okazję wystąpić w zawodach żużlowych byli Kenzo Tada i Soichiro Honda. Motocykliści z Kraju Wschodzącego Słońca przyjechali do Europy w 1930 roku. Na początku wzięli udział w rajdzie terenowym na Wyspie Man, później zaś trafili do Francji. I to właśnie tam, w Paryżu, mieli okazję zasmakować żużlowego rzemiosła.
Sześć lat później to czarny sport zawitał do Japonii. Stało się to za sprawą pochodzącego z Iowa amerykańskiego kaskadera i zawodnika Orrena Puttmana „Putta” Mossmana, który to w ramach swego żużlowo – kaskaderskiego tournee po świecie zorganizował pierwsze zawody żużlowe w Kraju Kwitnącej Wiśni. Putt, w trakcie swojej trasy objazdowej, oprócz Japonii odwiedził wiele innych egzotycznych państw, w tym chociażby Ugandę, której mieszkańców zachwycił niebywałą odwagą i ogromnymi umiejętnościami. Na ich oczach wjechał bowiem motocyklem przez wodospad do rzeki z płonącym jutowym workiem na głowie. Sprawiło to, że zyskał w Ugandzie niemal boski status. W Japonii pokazy Mossmana również wzbudziły ogromne zainteresowanie. Jedno z organizowanych przez niego wydarzeń w Jokohamie przyciągnęło 80 000 widzów. Znalazł się wśród nich nawet przedstawiciel rodziny cesarskiej. Oprócz popisów kaskaderskich Mossman i jego towarzysze (Amerykanin podróżował z całym zespołem motocyklistów) prezentowali również Japończykom czarny sport. Za ich sprawą na torze do wyścigów konnych w Tokio rozegrano indywidualne mistrzostwa Japonii. Wygrał je… a jakże Putt Mossman. Niestety jeśli wierzyć źródłom, po opuszczeniu Japonii przez brytyjsko – amerykańską grupę zabrakło chętnych do kontynuowania rozgrywek żużlowych.
Zakazany sport
Po raz kolejny motocykle żużlowe zawarczały w Kraju Kwitnącej Wiśni dopiero w 1950 roku. W Jaki sposób czarny sport wrócił do Japonii – niestety nie udało mi się znaleźć informacji na ten temat. Wiadomo natomiast, że pierwsze powojenne zawody odbyły się na torze w Funabashi. Później renesans speedwaya w Kraju Wschodzącego Słońca napotkał jednak poważne przeszkody. W latach 60. rząd Japonii zakazał stosowania sypkiej nawierzchni. Związane to było z dużą ilością niebezpiecznych wypadków (w tamtych czasach brakowało jeszcze znanych nam współcześnie zabezpieczeń takich jak dmuchane bandy) oraz brud, który zakrywał banery sponsorów. Wydawać by się mogło, że taki obrót spraw ostatecznie zabije zapędy żużlowe na japońskiej ziemi. Nic bardziej mylnego. Zawody przeniesiono na asfaltowe tory i chyba właśnie ten moment należałoby wyróżnić jako przełomowy dla narodzin nowej pokrewnej speedwayowi dyscypliny – Auto Race (オートレース, Ōto Rēsu).
Hazard i yakuza
Odnaleziona po wojnie miłość Japończyków do speedwaya nierozerwalnie związała się z hazardem. Czarny sport obok wyścigów konnych, kolarstwa torowego i zawodów motorówek trafił do grona czterech dyscyplin sportowych określanych mianem kōei kyōgi, czyli sportów publicznych, przy okazji których odbywają się zakłady typu pool. Polegają one na tym, iż nie istnieją stałe kursy, a zwycięzcy dzielą między siebie pieniądze postawione przez wszystkich graczy.
Hazard przyciągnął do Auto Race mafię. Słynni japońscy Yakuza zaangażowali się w ustawianie wyników zawodów. Praktyki te wyszły na jaw w 1970 roku podczas korupcyjnej Afery Czarnej Mgły, która wstrząsnęła nie tylko japońskimi rozgrywkami motocyklowymi, ale także w jeszcze większym stopniu tamtejszym baseballem. Korupcja w obu dyscyplinach nie pozostawała bez związku. Jak ujawnił podczas dochodzenia jeden z zawodników Auto Race, japońscy baseballiści byli zaangażowani w ustawianie wyścigów motocyklowych.
Auto Race
Choć Auto Race wywodzi się z żużla, to jednak forma, którą przyjął ten sport obecnie, diametralnie różni się od tej, w którą rozwinął się czarny sport. Wyścigi oczywiście odbywają się na owalnym torze, jednak ze względu na wcześniej wspomniany zakaz japońskiego rządu, nawierzchnia owali jest asfaltowa. Z tego powodu zawodnicy nie pokonują łuków znanym nam z zawodów żużlowych ślizgiem. Zamiast wyłamywać motocykl, stosują technikę będącą czymś pomiędzy jazdą żużlowców a przedstawicieli wyścigów szosowych. Przejeżdżają wiraż prostą pochyloną na bok maszyną podpierając się przy tym na lewej nodze zaopatrzonej w metalową łyżwę, podobną do tych wykorzystywanych przez żużlowców. Ze względu na nietypowy sposób pokonywania łuków zawodnicy Auto Race korzystają ze specjalnie dostosowanych do tego stylu jazdy motocykli. Kierownice pojazdów są asymetryczne, dzięki czemu jeździec może lepiej złożyć się w łuk. To odkształcenie powoduje jednak, że dla laika motocykl wygląda jakby został poważnie pokiereszowany w wypadku.
Tym, co zdecydowanie wyróżnia Auto Race na tle innych dyscyplin sportowych, są specjalne dormitoria, w których zawodnicy są zamykani na dzień przed zawodami. Nie wolno im w tym czasie kontaktować się z nikim spoza budynku. Dotyczy to również komunikacji zdalnej. Tego typu obostrzenia mają zminimalizować ryzyko ustawiania zawodów.
Auto Race i żużel
Zdarzały się przypadki zawodników, którzy prócz azjatyckiej odmiany próbowali również swych sił w klasycznym speedwayu. Taką postacią był chociażby Junichio “Jimmy” Ogisu. Dwukrotnie odwiedził Australię, startował także w Nowej Zelandii, a nawet w Europie na wyspach brytyjskich. Tam wystąpił na torach w Hackney i Wimbledonie. Japończyk jeżdżący na żużlu wzbudził w Anglii spore zainteresowanie kibiców, jednak poziomem sportowym zdecydowanie odstawał od miejscowych zawodników.
Jednym ze skutków żużlowych wojaży Ogisu było zainteresowanie Barrego Briggsa wyścigami w Japonii. Kiedy czterokrotny mistrz świata dowiedział się o istnieniu rozgrywek w Kraju Kwitnącej wiśni postanowił się tam wybrać i zobaczyć je na własne oczy. Podczas wizyty, zaproponował Japończykom sprzedaż swojego rodzaju silnika. Aby udowodnić zalety maszyny musiał ścigać się na dystansie dwustu okrążeń z miejscowym zawodnikiem, sześciokrotnym mistrzem Japonii, Massim Ilzuką. Ostateczne Japończycy zdecydowali się na kupno jednego egzemplarza. Resztę chcieli wyprodukować samodzielnie.
Powrót pana Ogisu
To jednak nie koniec historii żużla w Kraju Kwitnącej Wiśni. Tego klasycznego speedwaya, nie Auto Race. I tu znowu na pierwszy plan wychodzi Junichio Ogisu. U schyłku 2015 roku pojawiły się informacje, iż spróbuje na nowo zaszczepić miłość do czarnego sportu w Japonii. Normy bezpieczeństwa żużlowców w ciągu pół wieku zmieniły się zdecydowanie, toteż dawne obiekcje japońskich władz wobec speedwaya nie powinny stać już na przeszkodzie organizacji zawodów.
Odbudowa żużla w Japonii zapowiadała się jako projekt z naprawdę dużym rozmachem. Na tor żużlowy planowano przekształcić pięćdziesięciopięciotysięczny stadion w Tokio należący do lokalnej drużyny baseballowej. Pieczę nad budową toru miał objąć mistrz świata Amerykanin Sam Ermolenko, zaś za kwestie sponsorskie miał odpowiadać inny były zawodnik Garry Hay. Dla Haya nie był to pierwszy egzotyczny projekt, już wcześniej angażował się bowiem w organizację zawodów żużlowych… na Filipinach.
Pomysł Ogisu wydawał się bliski realizacji. Mówiło się, że umowa z operatorem stadionu wejdzie w życie w połowie 2016 roku. Jednak potem temat ucichł. Próżno zgadywać, czemu tak się stało. Dość, że po dziś dzień jedyną formą żużla w Japonii pozostało autonomiczne Auto Race. Kto wie, może kiedyś się to zmieni? Póki co miłośnicy speedwaya muszą się cieszyć, że choć w taki sposób motocyklowe wyścigi torowe goszczą w tej części świata i to ze sporą popularnością.
More Stories
Mecz do jednej bramki na Motoarenie
Mania wyprzedzania w Lublinie. Unia Leszno wygrywa MMPPK!
Falubaz Zielona Góra lepszy w Derbach Ziemi Lubuskiej!